I długo się zdecydować nie mogłam kupować, czy nie, ale los był łaskawy i dostałam motek na urodziny.
Niestety pierwsze wrażenie nie było przyjemne. Włóczka gryzie (jak to wełna) i kolory wydawały mi się takie sprane. Więc leżała tak prawie rok, w końcu jednak doczekała się. Dopiero w trakcie dziergania ukazała swe prawdziwe oblicze. Powstała chusta Fylleryd. Wzór prosty, ale trzeba się pilnować, gdyż daje mało możliwości naprawy w trakcie. Sama włóczka jest nieregularna, czasem jest bardzo cieniutka i trzeba uważać by się nie zerwała. Jest to jedyna chusta, którą noszę ze wszystkich zrobionych.
Nupp-ki, jeden z problemów tej chusty. |
Jakoś zdjęć no niestety nie powala, ale aparat ma focha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz